01. Spotkanie Mtotto
Okej, więc postanowiłam, że
pierwszy rozdział będzie opowiadał o spotkaniu Blaska i Mtotto. No i to chyba
tyle xD Acha, i jeszcze notka na drugim blogu: http://story-of-dandanu.blogspot.com/2014/08/05-daisy.html
Nie przedłużając zapraszam na rozdział.
„- Usaliti, kiedy mu powiesz?
- Nigdy.
- On ma prawo
wiedzieć kto jest jego ojcem, i ty dobrze o tym wiesz!
- Ale...
- Nie. Musisz
mu powiedzieć, że Mjavari jest jego ojcem” – dalej nie mogłem w to uwierzyć. Ja i on... rodziną? Jak to możliwe?
Przecież jesteśmy zupełnie różni. To nie może być prawdą. Ale... Przecież on
wygląda jak ja. Właściwie ja jak on. Cały czas biegłem. Uświadomiłam sobie
jednak, że to bez sensu. Położyłem się pod drzewem. Nie mogłem w to uwierzyć.
Uśmiechnąłem się ponuro. ,,Dzięki tato. Już nikt nie będzie chciał się ze mną
zaprzyjaźnić’’ W pewnym sensie się z tego cieszyłem. Nie specjalnie przepadałem
za innymi lwiątkami. Lubiłem spędzać czas w towarzystwie swoich marzeń i
gwiazd. Nagle zauważyłem czyjeś niebieskie ślepia wpatrujące się we mnie zza
krzaka. Natychmiast poderwałem się z ziemi. Podszedłem do tego czegoś. A może
kogoś?
- Kim... Kim ty jesteś? – zza krzaka wyłoniła
się okryta pomarańczową sierścią głowa na której czubku wyrastała czarna
grzywka. Chwilę później zobaczyłem lewka w całej okazałości.
- Mam na imię Mtotto. A ty? – spytał z
ciekawością.
- Jestem Blask – Mtotto przyglądał mi się
uważnie. Wyraźnie chciał o coś spytać, ale nie wiedział jak. Albo się wstydził.
Obstawiałem to drugie. Wreszcie się przełamał.
- Wybacz, że pytam, rozumiem że możesz nie
lubić o tym rozmawiać...
- No wyduś to z siebie – byłem pewny, że wiem
o co mu chodzi. Nie pomyliłem się.
- Wiesz, że wyglądasz jak Mjavari? – Wiedziałem.
Zawsze jak spotykam jakieś lwiątko jest taki sam scenariusz. ,,O wyglądasz jak
Mjavari!’’ ,,Wiem, pobawimy się?’’ ,,Coś ty! Nie będę się bawić z synem
mordercy” ,,Ale ja nie jestem synem...” ,,A co mnie to obchodzi!?” I tyle.
- Wiem – odparłem zrezygnowany – Pewnie teraz
uciekniesz albo zaczniesz mnie obrażać, co? – jego oczy zrobiły się ogromne. Po
chwili odpowiedział.
- A czemu miałbym to robić? – zauważyłem jego
niebotyczne zdziwienie. Nie rozumiał, o co mi chodzi. Acha. Był jednym z tych
prostolinijnych lwiątek, które nie rozumiały jak można komuś dokuczać, jeśli
nie zrobił nic złego. Westchnąłem. I jak ja mam mu to niby wyjaśnić?
Postanowiłem być z nim całkowicie szczery.
- Bo wyglądam jak morderca? Poza tym – tu
zacząłem mruczeć o swoim pochodzeniu. Nie usłyszał mnie jednak.
- Przepraszam? Możesz powtórzyć? Nie
usłyszałem. A właściwie nie powinno się osądzać innych po wyglądzie –
przyjrzałem mu się. Wyglądał na takiego, który ściśle, zawsze i wszędzie przestrzega
tej zasady.
- A po pochodzeniu? – spytałem
- Co? Nie bardzo rozumiem...
- To, że wyglądam jak Mjavari ma swoje
uzasadnienie – chciałem mu powiedzieć. Ciekawe, czy po tym też zastosuje się do
swojej zasady. Pewnie nie
- Tak? Jakie?
- Ech... On jest moim ojcem. Jestem synem
Mjavariego – zrobiłem znużoną minę. Szczerze powiedziawszy jestem tym całym
zamieszaniem znudzony.
- Naprawdę?
- No. To teraz możesz uciekać.
- Nie. Nie mam takiego zamiaru. Jak już powiedziałem
nie powinno się oceniać innych po wyglądzie i
po pochodzeniu. Przecież to nie twoja wina – byłem bardzo zdziwiony. Jednak
jak widać nie przeszkadzało mu moje towarzystwo. Zaczęliśmy się razem bawić. Po
tamtym dniu zostaliśmy przyjaciółmi. Świetnie się razem bawiliśmy, aż do dnia,
w którym... Ale to już inna historia.
I jak się podoba? Proszę
ludzie (albo lwy xD) komentujcie :D
Super notka! Fajnie opisałaś spotkanie Mtotto i Blaska ^^ Czekam na więcej
OdpowiedzUsuń