środa, 6 sierpnia 2014

Blask - Jego historia



Blask – jego historia
Pewnego dnia, w nie tak odległej przeszłości, na świat przyszło lwiątko. Lew albinos, z szarą kitką ogona, szpiczastymi uszami i zielonymi oczami. Tak to byłem ja. Dziwny jestem, nie? Większość lwiątek jest stworzona z miłości* i długo wyczekiwana. Ja taki nie byłem. Matka na pewno na mnie nie czekała. A, no tak i nie byłem stworzony z miłości. Podsłuchałem rozmowę matki z przyjaciółką. Po za tym zawsze wspominam o ojcu to patrzy na mnie z nienawiścią. Ale wracając do narodzin. Moja matka miała na pysku wymalowane przerażenie. Teraz wiem czemu. Byłem bardzo podobny do pewnego lwa... Bała się, że ktoś ze stada Ziemi Wolności to zauważy i jej coś zrobi.




W kilka dni po moim narodzeniu opuściliśmy z tego powodu stado. Zamieszkaliśmy w małej grocie nad jeziorkiem. Przez te dni nie miałem żadnego imienia. Albo jej się nie chciało, albo nie miała pomysłu. W końcu wymyśliła. Blask. Powiedziała, że to od tego blasku w moich oczach. Kiedyś przyszła do nas ta lwica. Przyjaciółka mamy, o której już wspominałem. Znowu zacząłem podsłuchiwać. Rozmawiały o moim ojcu.
 - Usaliti*, kiedy mu powiesz?
 - Nigdy.
 - On ma prawo wiedzieć kto jest jego ojcem, i ty dobrze o tym wiesz!
 - Ale...
 - Nie. Musisz mu powiedzieć, że Mjavari jest jego ojcem
Wtedy zrozumiałem. Zrozumiałem jej nienawiść i nienawiść innych lwów i pogardę lwiątek. Nie chciały bawić się z synem mordercy. Wybiegłem z domu. Z synem mordercy- huczało mi w głowie. Mój ojciec jest mordercą. Wybił całe stado z Ziemi Głodu. Całe stado. Nie uciekłem wtedy z domu. Po prostu musiałem pomyśleć. I wtedy poznałem mojego jedynego przyjaciela – rudego lewka Mtotto. Świetnie się razem bawiliśmy.



Ale sielanka nie trwała długo. Mojej mamie zaczynałem coraz bardziej przypominać ojca. W końcu o zmierzchu , trzy tygodnie po poznaniu Mtotto wszedłem do naszej jaskini. Ona się na mnie rzuciła i uderzyła w nos. Trysnęła krew. ,,Będzie blizna’’ pomyślałem. ,,Mamo, czemu to robisz?’’ – chciałem zapytać, ale zrozumiałem, że znam odpowiedź. Ojciec.
 - Wynoś się stąd! Nie chcę cię tu więcej widzieć! Będziesz taki sam jak Mjavari! – posłusznie odszedłem. Bez krzyku, płaczu, bez wyrzutów. Uświadomiłem sobie, że do tej chwili przygotowywałem się od długiego czasu. To była kwestia dni. Na noc zatrzymałem się pod wielkim drzewem. Na moje szczęście zaczął padać deszcz. Super. A do tego nie pożegnałem się z Mtotto. Szkoda. Rano obudziłem się wyspany i rześki. Pomyślałem: ,,Trzeba iść dalej. Nie można stać w miejscu.” Od tamtego poranka minęło wiele wschodów i zachodów słońca. A blizna na nosie została. I tak sobie żyję do dzisiaj. Samotnie. Ale dziś, gdy dowiedziałem się o kolejnym ataku ojca na bezbronne i niewinne lwy, powiedziałem sobie dość. Postanowiłem działać. Nie w pojedynkę. Już nie. Umiem oceniać siły swoje i przeciwników. Sam nie dam rady. Potrzebuję stada.
*nie mogłam się powstrzymać :D
*Usaliti – zdrada
 
 
To jest historia Blaska ze stada. Tu jest napisana bardzo ogólnie, więc będę ją rozwijać. Na razie tyle. Post może być niedługo^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz