Hejo, witam was na następnym
rozdziale życia Blaska. Jak widać wróciłam z wakacji, i z jednej strony się
cieszę, a z drugiej nie. Dobra, nie przedłużając zapraszam. Acha, przypominam o
ankiecie. Nowy rozdział na http://story-of-dandanu.blogspot.com/2014/08/06-kochamy-ta-sama-osobe-czyli-wszystko.html?showComment=1408903399296#c5635406602590668381
(jak widzicie ostatnio lubię długie tytuły rozdziałów :D Które są tak bardzo refleksyjne...
xD)
Mały lew o śnieżnobiałej
sierści patrzył na wschód słońca. Oczywiście tym lwem byłem ja we własnej
osobie. ,,Zapewne jestem jednym z nielicznych lwiątek, które tak się zachwycają
tym zjawiskiem. Ale cóż. Akurat ja mam wszystkie cechy, które odróżniają mnie
od zwykłych lwiątek. Niezwykły rodowód, refleksyjny sposób bycia, jakaś
niezwykła moc. Swoją drogą ciekawe, czy są inni tacy jak ja*” Mniej więcej tym
torem biegły sobie moje myśli. Patrzyłem na śpiącą matkę i zastanawiałem się
czemu ja mam takie spaprane szczęście.
( Tiaa, uznajmy, że to ten obraz o który mi chodzi)
Zastanawiałem się też czy by nie uciec... Jednak szybko
odrzuciłem tą myśl. Uciekając z domu uciekłbym też od jedynego przyjaciela. I
stałbym się tchórzem, bo tylko tchórze uciekają od problemów. Niezbyt opłacalna
decyzja. Gdy słońce wreszcie wyłoniło się zza horyzontu pobiegłem do domu
Mtotto. Znów spędziliśmy razem cały dzień. On tak bardzo zmienił moje życie,
mimo, iż znamy się dopiero od miesiąca. Taak. Teraz nie jestem już tym małym
lewkiem, który musiał uciekać z matką od stada. Teraz mam już cztery miesiące. Wracając
do tamtego dnia. Po skończonej zabawie, czyli tuż przed zachodem słońca (tylko
ja i Mtotto wytrzymujemy od świtu do zachodu bawiąc się w berka, chowanego, no
i oczywiście... goniąc motyle!) odprowadziłem jedynego przyjaciela do jego
domu, który był małą jaskinią wydrążoną w piasku. Niby nic, ale swój dom
(oczywiście wliczając matkę) z pewnością zamieniłbym na ten. Jak zawsze mama
Mtotto – Nzuri proponowała mi nocowanie u nich. A jego ojciec – Ndoto oczywiście
to popierał. Chyba widzą jak często błąkam się samotnie, nie chcąc wrócić do
domu. Ale możliwe, że nie wiedzą, że są moją wymarzoną rodziną. Chciałbym mieć
kochającą mamę, normalnego tatę, nie
seryjnego mordercę, i wspaniałego brata. Odgoniłem od siebie te myśli.
Pożegnałem się i ruszyłem w stronę domu. Ten wieczór miał wszystko zmienić...
~~~~~~~~
- Mamo! Już jestem! – wszedłem do naszej
jaskini. Było ciemno. Poczułem się niepewnie. Coś się miało stać. Jednak nie
mogłem być przygotowany na to co stało się w następnej chwili...
Nie mogłam się powstrzymać
przed tym zakończeniem. Wiem, wiem jestem ZUA. Muahahaha ^^ Mały demon ze mnie
wychodzi xD A tak na serio, rozdział miał być dużo dłuższy, ale chce was
pomęczyć :D
*Nwm czemu, akurat w tym
momencie pomyślałam: ,,Ja piszę o mutantach, czy o lwie?!” Bo serio skojarzyło
mi się z X-Menami xD
Logaaaaan!!!!!!!!! Kocham cię!!! Heh. ^^ Dobra, Shina ogarnij się.
Ale on jest taki słooodki *-*
Ogarnij się.
Ale to mój mąż!
Okej, kłótnia dwóch jaźni. Zdarza mi się xD Nie będę was zanudzać kłótniami osobowości... Ale paczajcie jaki słooodki *-* To mój drugi mąż. A mam trzech. xD
Nzuri – dobra
Ndoto – śnić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz